Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wirusek81 z miasteczka Legnica. Mam przejechane 23727.76 kilometrów w tym 322.51 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wirusek81.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2009

Dystans całkowity:803.36 km (w terenie 37.21 km; 4.63%)
Czas w ruchu:38:40
Średnia prędkość:19.14 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:40.17 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Rosocha

Niedziela, 30 sierpnia 2009 · dodano: 30.08.2009 | Komentarze 2

A taki tam wypadzik z Adamem do Stanisławowa, a zrobiła się całkiem fajna wycieczka. Przez Warmątowice i Bielowice, a w Bielowicach zamiast przez SŁup to terenem przez las aż do Winnicy. Zjazd fajny, udało się trochę ominąć wiatr, który cały czas wiał nam na przekór.
Objechałam Adama dopiero w samym Stanisławowie, tj. od przystanku autobusowego już uciekłam i poczekałam na niego na samej górze hehehehehe (tak z 5 minutek) ;-) hahaha.




Kategoria w towarzystwie


Oblężenie klasztoru w Lubiążu

Sobota, 29 sierpnia 2009 · dodano: 29.08.2009 | Komentarze 0

W gruncie rzeczy żadne oblężenie - chyba że przez wieśniaków z miasta, którzy pod sam klasztor zamiast na spacer, musieli pchać się swoimi samochodami.
Poza tym rycerze nie chcieli się pokazać, bo zmęczeni byli dwugodzinną niby bijatyką i ich goryle (bodyguardzi) powiedzieli, że nie wolno ich odwiedzić nawet, bo oni potrzebują spokoju i muszą się najeść.......
tacy to rycerze.....




Tu i tam

Czwartek, 27 sierpnia 2009 · dodano: 29.08.2009 | Komentarze 0




praca, Raszówska

Środa, 26 sierpnia 2009 · dodano: 26.08.2009 | Komentarze 0

W poniedziałek nie miałam siły się ruszyć, ale we wtorek i do pracy już pomnknęłam i potem z Sylwią do Raszówki i z powrotem o zmroku - jazda przez las - prawdziwy relaks.


Kategoria w towarzystwie


Tropami MTB w Zieleńcu – a raczej tuż za maratonem

Niedziela, 23 sierpnia 2009 · dodano: 23.08.2009 | Komentarze 2

Miała być wycieczka na Śnieżkę, ale po wczorajszym telefonie Bartka zmieniłyśmy plany i pocisnęłyśmy z chłopakami na MTB w Zieleńcu. Tyle, że my z Sylwią planowałyśmy być kibickami, w żadnym wypadku żaden maraton. Ostatecznie postanowiłyśmy pojechać chociaż kawałek trasą, ale skończyło się na tym, że rekreacyjnie przejechałyśmy całą traskę :)
[/URL

Chłopaki przyjechali o 6:30 i zabrali nas zielonym busem na wycieczkę szkolną ;)

Przygotowania do startu w Zieleńcu:
http://images43.fotosik.pl/185/a29892752b1bb169med.jpg[/img]




Najpierw na starcie porobiłyśmy kilka zdjęć lansującym się gwiazdom MTB, jak tylko wystartowali stwierdziłyśmy że jedziemy zobaczyć trasę za nimi.



Tylko dogoniłyśmy ostatnich zawodników zaczęła się jazda pod górkę, od razu było fajnie, choć na początku śliskie korzenie, na które trzeba uważać. Po drodze już na pierwszym wzniesieniu jakiś zawodnik chyba za szybkie tempo narzucił, bo zmuliło go tak bardzo, że pierwszy raz widziałam kogoś tak wymiotującego… biedak szybko odpadł. Już na samym początku można było zbierać bidony hehe.

Odjechałam aż pod wyciąg po czym kapnęłam się, że Sylwi nie ma, więc zawróciłam po nią, ponieważ miałyśmy spędzić czas na rowerze wspólnie, a nie na wyścigu. Zatrzymałyśmy się dalej by zrobić sobie zdjęcia.



Niestety zjazd stokiem narciarskim jeszcze nie dla mnie. Jakoś nie mam odwagi na razie rzucać się po kamieniach w dół. Przede wszystkim dlatego, że staw jeszcze się nie wygoił, a po drugie jakoś szczerze przyznam, że od czasu wypadku mam obawy i jakąś blokadę.
Gdzieś za Torfowiskiem pod Zieleńcem, na ok. 13 km zatrzymałyśmy się odpocząć, przez co rozproszyłyśmy kilku bikeerów, którzy cisnęli drugie okrążenie heeheeh, dwójka z nich chciało dołączyć się do naszego pikniku .

Później pojawił się Młody, który cisnął już drugą rundę, no więc podopingowałyśmy go:


Trasa nam się bardzo podobała, miejscami było trudno, ale generalnie fajowsko się jechało raczej lajcikowym tempem. :)
Ależ mi się dzisiaj chce jeszcze więcej ...




do pracy a potem krótka przejażdżka

Czwartek, 20 sierpnia 2009 · dodano: 21.08.2009 | Komentarze 0

do lasku po pracy zrelaksować się.




  • DST 11.29km
  • Czas 00:40
  • VAVG 16.93km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

do pracy i z powrotem

Wtorek, 18 sierpnia 2009 · dodano: 21.08.2009 | Komentarze 0

Przez ciągle rozwalony park.




  • DST 11.98km
  • Czas 00:38
  • VAVG 18.92km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

ledwo do Ziemnic

Poniedziałek, 17 sierpnia 2009 · dodano: 17.08.2009 | Komentarze 0

Dzisiaj całkowicie bez mocy, nie miałam sił nigdzie jechać.




pod samą Ukrainę - podkarpackie życie

Piątek, 14 sierpnia 2009 · dodano: 17.08.2009 | Komentarze 2

Życie podkarpackie

Typowo rowerowy dzień.
Na dziś zaplanowałam wycieczkę pod granicę Polski z Ukrainą w Medyce - prawie 600 km na wschód od Legnicy, ok. 25 km na wschód od Przemyśla.

Życie wygląda tu zupełnie inaczej. Są to typowo rolnicze tereny, tradycje są ciągle kultywowane, ważne są wszystkie święta, do których przygotowania trwają nawet tydzień. Choćby przygotowania do tegorocznych dożynek 15 sierpnia - plecie się wieńce, przygotowuje gałązki i pokarmy. Wszyscy mieszkańcy wiernie idą do kościoła.

Ale nie o tym.
Wycieczka ze Stubna, w której znajduje się stadnina koni rasy angielskiej - kiedyś trzecia pod względem wielkości stadnina koni w Polsce. Przez Nakło, Leszno, w której znajduję się drewniana cerkiew z XVIII wieku.


Przez Torki po mocno dziurawej drodze.
Dalej Medyka i parę zdjęć przy samej Ukrainie, na którą rowerem się nie wjedzie. Choć i tak zapomniałam paszportu. Szczerze mówiąc jakoś tak dziwnie się tutaj czuję.
Do Lwowa już niedaleko.










Trochę jakby bieda…


Po chwili zawracam na Przemyśl, w którym będzie dużo do zobaczenia.



Zamek w Przemyślu usytuowany na wzgórzu, na wysokości 270m n.p.m., na którym uraczyłam się kawą mrożoną.



Kościoły, katedra i siedziby biskupa itp. , metropolie, centrum i inne różne










Kopiec tatarski - monument ziemny położony na wzgórzu Zniesienie (356 m n.p.m.). Na temat czasu powstania i celu w jakim usypano Kopiec Tatarski powstało wiele różnych domysłów i legend. Jedna z nich mówi, że "gdy Tatarzy raz pod Przemyślem przez wojsko polskie zostali pobici i zniesieni, poległ w tej potyczce także chan tatarski , którego zwłoki na górze pod Przemyślem pochowano , a na mogile jego ten kopiec usypano - odtąd nazywa się on kopcem tatarskim", inne z kolei mówi ,że jest to kurhan założyciela Przemyśla z VIII wieku , księcia lechickiego Przemysła-Lestka.
Widoki stąd na cały Przemyśl i pobliskie pagórki - miejscami jakby się było w Stanisławowie, albo w Puławach w Beskidzie Niskim.








Porobiłam trochę zdjęć, przegryzłam co nieco i postanowiłam, że czas wracać do wsi Stubno na pierogi domowej roboty 

Architektura drewniana w Medyce:


Po drodze zahaczyłam jeszcze o Starzawę - Gospodarstwo Rybackie, założone na miejscu dawnego majątku ziemskiego. Na terenie wsi utworzono rezerwat przyrody o powierzchni 196,56 ha celem ochrony fragmentu lasów łęgowych, a w szczególności rzadki na terenie Pradoliny Podkarpackiej, dobrze wykształcony zespół łęgu wiązowo-jesionowego ze stanowiskiem szachownicy kostkowej w runie i okazałymi egzemplarzami wiązów.
Po drugiej stronie granicy leży ukraińska wieś Stariawa.

Powrót do Stubna i do parku - dworku - w którym spędziłam swoje dzieciństwo. Choć i tak najlepszy był mostek Stubnieński, na którym się zawsze wieczorami spotykaliśmy z kolegami hihi.



Dodam, że w Stubnie jest bardzo dużo bocianów.


Choć jeden z tych 3 jest podobno sztuczny. Bociany próbowały go wydziobać, ale że ten się wcale nie ruszał pozostali w trójkę w jednym gnieździe. Pytanie, który z nich jest sztuczny.


Niedziela cała przeznaczona na powrót do Legnicy.
I to już koniec wakacji w tym roku. :(




  • Aktywność Jazda na rowerze

Czerwone Wierchy w Tatrach Zachodnich

Środa, 12 sierpnia 2009 · dodano: 17.08.2009 | Komentarze 5

Czerwone Wierchy:
- Ciemniak - 2096 m n.p.m
- Krzesanica - 2192 m n.p.m
- Małołączniak - 2096 m n.p.m.

9h na nogach: 4h pod górę, pozostałe 5h w dół, hardcore dla kolan, zakwasy po wycieczce nieziemskie.
Nie wiem tylko, jaki dystans, ale to nieważne.

Są miejsca w polskich Tatrach, gdzie po prostu nie wypada nie być i szlaki którymi nie wypada nie przejść. To między innymi Czerwone Wierchy.

Trasa zaczyna się od Doliny Kościeliskiej - wybieramy czerwony szlak, po którym wspinamy się najpierw przez las, później zielonym żlebem w kierunku Ciemniaka - mocno pod górę. Wygląda na to, że mam dobrą kondycję, bo idzie się fajnie, bez specjalnych męczarni - tak jak lubię. Ale nie każdy jest taki wesoły z długości i stromości pokonywanego szlaku 


Im wyżej - tym coraz więcej chmur. Mam trochę obaw czy nie będzie burz i ulew - chmury naprawdę wyglądały chwilami groźnie - dlatego też trzymaliśmy się grupy innych turystów - zawsze to i raźniej i jakoś tak psychicznie bezpieczniej.


Widoki przecudowne:







Wrzucam trochę więcej zdjęć niż zwykle,specjalnie dla tych co kochają górki.











Liczyłam na to, że może spotkamy gdzieś na trasie Kozice - podobno można je spotkać na niebieskim szlaku, którym zdecydowaliśmy się schodzić (nie wiedząc zupełnie co nas jeszcze czeka).
A przed nami zaczął się hardcore w dół. Wszystko przez to, że któryś z towarzyszów obcej wycieczki przekonał nas że trasa niebieskim szlakiem w dół jest szybsza i łatwiejsza, co okazało się jedną wielką zmyłą.





Zamiast iść po grzbiecie na Kopę Kondracką postanowiliśmy trzymać się grupy, z którą szliśmy od samego początku i wybraliśmy szlak niebieski przez Przysłup Miętusi. To co nas czekało niżej to był prawdziwa masakra dla moich kolan. Strome ściany skalne dawały się we znaki moim nogom. Nie dość tego, napotkani turyści, którzy szli z dołu ostrzegli nas że szlak jest bardzo trudny, są łańcuchy po których się wspinali, i lepiej nim nie złazić. Ale nie opłacało się już wracać. Deszcz jeszcze zaczął padać, było ślisko, bardzo ślisko i jeszcze wizja tych łańcuchów mnie przerażała. Rzeczywiście było bardzo trudno.
Doświadczyłam prawdziwej wspinaczki górskiej - tyle że w dół - z niedawno operowanym ramieniem.
Ściana, po której się schodziło – w sumie teraz myślę, że to był czad, ale wtedy się raczej bałam, zwłaszcza że nogami nie dosięgałam do przestrzeni w których trzeba było stawiać stopy.




Gdyby nie pomoc pewnego bywalca, który przypadkiem przechodził tym szlakiem, a który zna Tatry bardzo dobrze, byłoby bardzo ciężko.

W oddali słychać było jakiś helikopter - zastanawiałam się czy leci po jakiegoś nierozsądnego turystę.

Droga w dół zajęła bardzo dużo czasu. Byłam tak zmęczona schodzeniem, że na koniec co chwilę przewracałam się już na zwykłej łące. Po jakimś czasie zaczęło tak lać, a trzeba było jeszcze długo iść. Szczerze mówiąc dawno nie byłam tak przerażona, zresztą nie tylko ja.


Dopiero koło godz. 20 zeszliśmy ze szlaku do Doliny Kościeliskiej z powrotem. (Start o godz. 10:00 busem do Doliny Kościeliskiej).
Po tej wycieczce przepyszna obiadokolacja w nagrodę - grzane wino, super obiad, wszystko smakowało wyśmienicie.

Ogólnie moc wrażeń. Już tęsknię za górami. Następny raz chcę zdobyć Świnicę i może Rysy. Ale pogoda musi być 100% pewna.

Tymczasem następnego dnia jedziemy jeszcze dalej na wschód.